Tak udało się! Napisałam to! Dzięki wielkie za komentarze, cieszę się, że się wam podoba i że w ogóle ktoś to czyta. Mam nadzieję, że się w tym nie poplączę i wy też nie. Jeśli jest coś dla was niejasne to chętnie wyjaśnię o co biega (no chyba, że jest wyjaśnienie zaplanowane w opowiadaniu, wtedy musicie poczekać)...
No to serwuję rozdział 5 :D
Dwa dni później, Sierociniec Matki Boskiej Miłosiernej
Właśnie minęła godzina 20. Ojciec
Magill, jak co wieczór zasiadł przy biurku w swoim gabinecie. Wiedział, że nie
jest tam sam. Bądź, co bądź nie był księdzem od urodzenia, mało kto wiedział,
że ten stary poczciwy ojczulek był kiedyś dobrze wyszkolonym agentem, pewnej
ściśle tajnej organizacji. Po prostu po ukończeniu kariery agenta wstąpił do
seminarium i został księdzem. Jednak jego wyszkolenie nadal dawało o sobie
znać, miał bardzo wyczulone zmysły, choć teraz, z racji wieku, z pewnością nie
są tak ostre jak dawniej. Nadal był w stanie wyczuć czyjąś obecność w swoim
gabinecie i chyba nawet wiedział, kto go odwiedził.
- Witaj Ojcze – Powiedział
półszeptem przybysz.
-Templeton! – Jednak Ojciec
Magill się nie mylił, to był porucznik Peck – Co cię tu sprowadza?
- Potrzebuję pomocy – Odparł
tamten.
- Myślałem, że Drużyna A jest w
Langley – zapytał Ojciec – Gdzie są pozostali?
- Drużyna A jest w Langley –
Odpowiedział wymijająco Templeton.
- Och drogi chłopcze co się
stało? – Teraz Ojciec poważnie się zaniepokoił.
- To skomplikowane – Temp jakoś
nie chciał wciągać w to wszystko Ojca Magilla.
- Naprawdę sądzisz, że zadowolę
się taką odpowiedzią? Przychodząc tu już mnie w to wmieszałeś – Ojciec jakby
czytał mu w myślach – Podejrzewam, że skoro jesteś tu sam to zapewne Stockwell
cię tu nie posłał i zapewne wysłał za tobą swoich sługusów.
- Jak zawsze ma Ojciec rację –
Odparł zrezygnowany Peck i usiadł w końcu na krzesło stojące przy biurku
księdza. Teraz siedzieli twarzą w twarz, dopiero teraz Ojciec zobaczył swojego
dawnego podopiecznego w nikłym świetle lampki biurkowej. Widać było, że młody
mężczyzna od dawna dobrze nie spał i z pewnością też nie jadł. Był strasznie
blady – Uciekłem – Powiedział w końcu Temp – Miałem już dość bycia chłopcem na
posyłki tego cholernego, egocentrycznego dupka.
- Templeton język! – Pouczył go
Ojciec, choć, wstyd się przyznać, czasem on sam, w myślach oczywiście, określał
tak tego człowieka.
- Wybacz Ojczulku – Peck posłał w
stronę Ojca słaby, ledwo widoczny, przepraszający uśmieszek – Tak więc uciekłem
od generała.
- Sam? – Zadał to pytanie, choć
znał już odpowiedź, nadal jednak miał nadzieję, że Templeton nie został sam.
- Tak, sam – Odparł kwaśno Temp –
Reszta nadal wierzy, że ten… że Stockwell załatwi im ułaskawienia, ale ja już w
to nie wierzę, minęło zbyt wiele czasu, a jego szalone misje są coraz bardziej
niebezpieczne.
- Rozumiem twój punkt widzenia
Templeton – Powiedział spokojnie Ojciec Magill – Prawdę powiedziawszy nie sądzę
żeby Stockwell miał zamiar wypuścić Drużynę A z swoich rąk, a przynajmniej nie
dobrowolnie.
- Zaraz, skąd Ojciec wie tyle o
tym człowieku? – To Pecka w końcu dotarło, że przecież nie rozmawiał z Ojcem
Magillem od dawna, ich ostatnia rozmowa miała miejsce przed całym tym bagnem ze
Stockwellem. Więc skąd u licha ciężkiego Ojczulek wie o nim aż tyle.
- Oj drogi chłopcze zapominasz,
że nadal mam pewne znajomości – Mówiąc to Ojciec uśmiechnął się tajemniczo.
- Nadal nie mogę sobie Ojczulka
wyobrazić jako tajnego agenta – Stwierdził Temp i pokręcił głową z lekkim
niedowierzaniem.
- Miło mi to słyszeć – Roześmiał
się Ojciec – No dobrze, ale teraz lepiej znajdźmy ci jakieś wygodne łóżko –
Powiedział już z pełną powagą – Choć mój drogi.
Templeton nie miał zamiaru
sprzeciwiać się staremu księdzu dlatego też posłusznie poszedł za nim
korytarzem wiodącym z gabinetu Ojca do pokoi dzieci w sierocińcu. Ojczulek
poprowadził go do małego pokoiku znajdującego się niedaleko głównego wyjścia z
Domu Dziecka. Był to pokój w którym, w razie potrzeby spały nowe dzieci, te
które trafiły tu z ulicy i być może po prostu się tylko zgubiły.
Peck dobrze pamiętał ten pokój,
mały ale przytulny z przylegającą do niego małą łazienką. Jeśli miał być ze
sobą szczery to, to było chyba jego najwcześniejsze wspomnienie, ten pokoik.
Nie miał pojęcia jak tu się znalazł, ale obudził się tu pewnego poranka po
naprawdę ulewnej nocy.
- No Templeton – Z rozmyślań
wyrwał go głos Ojca Magilla – Możesz się tu trochę przespać, niestety obawiam
się, że będę musiał obudzić cię dość wcześnie. Siostra Marta codziennie o
siódmej rano sprząta to miejsce.
- Nie ma sprawy Ojczulku –
powiedział z rozbawieniem Temp, oj tak siostra Marta jest bardzo zasadniczą kobietą.
Peck pamiętał ją dość dobrze i choć miło by było znów z nią porozmawiać to
obawiał się, że ona nie byłaby zachwycona jego obecnością w sierocińcu o tak
wczesnej porze.
- Dobranoc drogi chłopcze –
Pożegnał się Ojciec – Dobrze cię znów widzieć.
- Dobranoc Ojczulku. Miło jest
znów wrócić do domu. Nawet jeśli to tylko na jedną noc – Odpowiedział Temp po
czym ziewnął ze zmęczenia.
- Dobranoc – Powtórzył Ojciec po
czym wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi.
Następnego dnia rano
Tak jak Ojciec Magill powiedział
tak też zrobił. O godzinie 6.30 przyszedł do pokoiku aby obudzić Templetona,
okazało się to jednak niepotrzebne, Peck był już w pełni rozbudzony.
- Dzień dobry mój drogi –
Przywitał się Ojczulek.
- Dzień dobry Ojcze –
Odpowiedział porucznik i przeciągnął się leniwie.
- Jak się spało? – Zapytał
Ojciec.
- Dobrze – Stwierdził Temp i w
tym samym momencie jego pusty żołądek dał o sobie znać głośnym burczeniem – Jednak
teraz bym coś zjadł.
- Właśnie słyszę – Ojczulek nie
był w stanie zamaskować rozbawienia jakie wymalowało się na jego twarzy gdy
usłyszał burczenie – Choć ze mną, zaraz coś zjemy.
Ojciec Magill poprowadził go znów
do swojego gabinetu gdzie czekała już na nich gorąca jajecznica i aromatyczna
świeżo parzona kawa. Porucznikowi znów zaburczało w brzuchu na co Ojczulek roześmiał
się serdecznie i zaprosił Pecka, gestem ręki, aby usiadł i zjadł śniadanie wraz
z nim. Po niespełna 15 minutach, gdy talerze były już puste, a ich brzuchy pełne,
Ojciec Magill spoważniał i spojrzał badawczym wzrokiem na młodego porucznika.
- Więc co teraz zamierzasz? – W końcu
zadał to jedno szczególne pytanie.
- Szczerze powiedziawszy nie wiem
– Odpowiedział zgodnie z prawdą Peck – Raczej nie mogę zostać w Los Angeles,
zbiry Stockwella i zapewne wojsko będą mnie tu szukać – Właściwie nie myślał o
tym co stanie się po ucieczce od Stockwella, po prostu zwiał i tyle, no ale co
teraz ma z sobą zrobić – Może wyjadę do Anglii? We Ojciec może im się tam
przydam na coś.
Ojciec miał już coś odpowiedzieć
jednak do jego gabinetu weszła siostra Ericka, jedna z zakonnic zajmujących się
sierocińcem, była czymś bardzo przejęta.
- Och wybaczy Ojciec, nie
wiedziałam, że Ojciec ma gościa – Powiedziała nieco zmieszana.
- Nic się nie stał siostro –
Uspokoił ją ksiądz – O co chodzi?
- Policja chce z Ojcem rozmawiać –
Odparła siostra – Czekają za drzwiami.
- Dobrze, proszę im przekazać
żeby chwileczkę, zaczekali zaraz ich zawołam – Stwierdził Ojczulek. Gdy siostra
wyszła Ojciec zwrócił się do Pecka – Musisz się gdzieś schować mój drogi,
policja nie może cię tu zobaczyć.
- Może oknem? – Zaproponował z
nadzieją w głosie Temp.
- Przykro mi, odpada – Ojciec zgasił
jego zapał – Okno się nie otwiera. Zacięło się jakiś tydzień temu i nie da się
ruszyć.
- No to gdzie mam się schować? –
zapytał nieco spanikowany Peck.
Ojciec rozejrzał się po małym
gabineciku, był zawalony pułkami na których piętrzyły się stosy książek i
jakichś papierów. Zupełnie zapomniał że do gabinetu przylega jeszcze mały
składzik, można było do niego wejść tylko i wyłącznie przez ten pokój. Za jedną
z półek znajdowały się, mało widoczne, drzwi.
- Tutaj, szybko! – Ojciec z
niewielką pomocą Templetona przesunął półkę, na szczęście drzwi otwierały się
do środka więc nie trzeba było odsuwać jej całej. Peck wślizgnął się do
składziku i zamknął za sobą drzwi. Został jednak przy wyjściu i nastawił uszu,
chciał wiedzieć czego Policja może chcieć od Ojca Magilla.
Tym czasem Ojciec poprosił
policjantów do swego gabinetu.
- Dzień dobry Ojcze – Powiedział na
powitanie starszy z nich – Nazywam się Sheridan jestem kapitanem policji –
Przedstawił się – To jest jeden z moich ludzi detektyw DiNozzo.
- Witam panów – Przywitał się z
nimi Ojczulek – Co mogę dla was zrobić.
Gdy Peck usłyszał te dwa nazwiska
znieruchomiał. Sheridan i DiNozzo są tutaj. John Sheridan był jego ulubionym
koordynatorem w czasach szkolnych, był dla niego wzorem do naśladowania, a Tony
był jego najlepszym przyjacielem, był mu jak brat. Tylko teraz on jest
zbiegiem, a oni policjantami. Szkoda, wielka szkoda.
- Doszły nas ostatnio słuchy, że
poszukiwany, porucznik Templeton Peck alias Buźka, pojawił się w okolicy.
Sprawdzamy miejsca w których mógłby się ukrywać – Powiedział, rzeczowym tonem,
kapitan.
- Dlaczego sądzi pan, że może tu
być? – Zapytał spokojnie Ojciec.
- Ponieważ się tu wychowywał,
pewnie czuje się tu bezpiecznie – Stwierdził Sheridan.
W czasie gdy kapitan rozmawiał z kapłanem
DiNozzo rozglądał się uważnie po pomieszczeniu. Jego uwagę zwrócił regał, który
wyglądał jakby ktoś niedawno go przesuwał. Upewniwszy się, że kapitan zajął
Ojca Magilla rozmową, zbliżył się po cichu do tego miejsca, zauważył, że za
półką jest jakieś wejście do innego pokoju. Zanim Ojciec zdążył zareagować Tony
otwarł drzwi, jego oczom ukazał się nie kto inny jak sam Templeton Peck. Oboje
byli bardzo zaskoczeni, Ojciec Magill był przerażony tym co zaraz może się stać
i jedynie kapitan Sheridan zachował spokój.
- No proszę, czyli jednak tu jest – Stwierdził spokojnie
bacznie przyglądając się porucznikowi. Na jego twarzy pojawił się chytry
uśmieszek – Chyba właśnie utarłem Deckerowi nosa – powiedział półszeptem.
Czyzby sie zalozyly, kto.pierwszy znajdzie Buzke? Nie zla.fabula. Jedyne co mi sie rzucilo w oczy to pokUj przez U. Ale nikt.nie jest idealny, sama popelniam wiele bledow i literowek :-P Mam nadzieje ze sie obrazisz. :-D duzo weny ;-)
OdpowiedzUsuńEch a myślałam, że wyłapałam wszystkie błędy ;) ... Ok. już poprawione :D
UsuńOj Buźka, powinieneś wiedzieć, że przed przyjaciółmi i rodziną się nie ukryjesz :) Kryjówkę miałeś dobrą ale Tony jest świetnym detektywem więc było wiadome, że go znajdzie. Ciekawe jak dalej potoczysz losy bohaterów. Dużo weny i czekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuń