piątek, 24 października 2014

Rozdział 5

Tak udało się! Napisałam to! Dzięki wielkie za komentarze, cieszę się, że się wam podoba i że w ogóle ktoś to czyta. Mam nadzieję, że się w tym nie poplączę i wy też nie. Jeśli jest coś dla was niejasne to chętnie wyjaśnię o co biega (no chyba, że jest wyjaśnienie zaplanowane w opowiadaniu, wtedy musicie poczekać)...

No to serwuję rozdział 5 :D

Dwa dni później, Sierociniec Matki Boskiej Miłosiernej

Właśnie minęła godzina 20. Ojciec Magill, jak co wieczór zasiadł przy biurku w swoim gabinecie. Wiedział, że nie jest tam sam. Bądź, co bądź nie był księdzem od urodzenia, mało kto wiedział, że ten stary poczciwy ojczulek był kiedyś dobrze wyszkolonym agentem, pewnej ściśle tajnej organizacji. Po prostu po ukończeniu kariery agenta wstąpił do seminarium i został księdzem. Jednak jego wyszkolenie nadal dawało o sobie znać, miał bardzo wyczulone zmysły, choć teraz, z racji wieku, z pewnością nie są tak ostre jak dawniej. Nadal był w stanie wyczuć czyjąś obecność w swoim gabinecie i chyba nawet wiedział, kto go odwiedził.
- Witaj Ojcze – Powiedział półszeptem przybysz.
-Templeton! – Jednak Ojciec Magill się nie mylił, to był porucznik Peck – Co cię tu sprowadza?
- Potrzebuję pomocy – Odparł tamten.
- Myślałem, że Drużyna A jest w Langley – zapytał Ojciec – Gdzie są pozostali?
- Drużyna A jest w Langley – Odpowiedział wymijająco Templeton.
- Och drogi chłopcze co się stało? – Teraz Ojciec poważnie się zaniepokoił.
- To skomplikowane – Temp jakoś nie chciał wciągać w to wszystko Ojca Magilla.
- Naprawdę sądzisz, że zadowolę się taką odpowiedzią? Przychodząc tu już mnie w to wmieszałeś – Ojciec jakby czytał mu w myślach – Podejrzewam, że skoro jesteś tu sam to zapewne Stockwell cię tu nie posłał i zapewne wysłał za tobą swoich sługusów.
- Jak zawsze ma Ojciec rację – Odparł zrezygnowany Peck i usiadł w końcu na krzesło stojące przy biurku księdza. Teraz siedzieli twarzą w twarz, dopiero teraz Ojciec zobaczył swojego dawnego podopiecznego w nikłym świetle lampki biurkowej. Widać było, że młody mężczyzna od dawna dobrze nie spał i z pewnością też nie jadł. Był strasznie blady – Uciekłem – Powiedział w końcu Temp – Miałem już dość bycia chłopcem na posyłki tego cholernego, egocentrycznego dupka.
- Templeton język! – Pouczył go Ojciec, choć, wstyd się przyznać, czasem on sam, w myślach oczywiście, określał tak tego człowieka.
- Wybacz Ojczulku – Peck posłał w stronę Ojca słaby, ledwo widoczny, przepraszający uśmieszek – Tak więc uciekłem od generała.
- Sam? – Zadał to pytanie, choć znał już odpowiedź, nadal jednak miał nadzieję, że Templeton nie został sam.
- Tak, sam – Odparł kwaśno Temp – Reszta nadal wierzy, że ten… że Stockwell załatwi im ułaskawienia, ale ja już w to nie wierzę, minęło zbyt wiele czasu, a jego szalone misje są coraz bardziej niebezpieczne.
- Rozumiem twój punkt widzenia Templeton – Powiedział spokojnie Ojciec Magill – Prawdę powiedziawszy nie sądzę żeby Stockwell miał zamiar wypuścić Drużynę A z swoich rąk, a przynajmniej nie dobrowolnie.
- Zaraz, skąd Ojciec wie tyle o tym człowieku? – To Pecka w końcu dotarło, że przecież nie rozmawiał z Ojcem Magillem od dawna, ich ostatnia rozmowa miała miejsce przed całym tym bagnem ze Stockwellem. Więc skąd u licha ciężkiego Ojczulek wie o nim aż tyle.
- Oj drogi chłopcze zapominasz, że nadal mam pewne znajomości – Mówiąc to Ojciec uśmiechnął się tajemniczo.
- Nadal nie mogę sobie Ojczulka wyobrazić jako tajnego agenta – Stwierdził Temp i pokręcił głową z lekkim niedowierzaniem.
- Miło mi to słyszeć – Roześmiał się Ojciec – No dobrze, ale teraz lepiej znajdźmy ci jakieś wygodne łóżko – Powiedział już z pełną powagą – Choć mój drogi.
Templeton nie miał zamiaru sprzeciwiać się staremu księdzu dlatego też posłusznie poszedł za nim korytarzem wiodącym z gabinetu Ojca do pokoi dzieci w sierocińcu. Ojczulek poprowadził go do małego pokoiku znajdującego się niedaleko głównego wyjścia z Domu Dziecka. Był to pokój w którym, w razie potrzeby spały nowe dzieci, te które trafiły tu z ulicy i być może po prostu się tylko zgubiły.
Peck dobrze pamiętał ten pokój, mały ale przytulny z przylegającą do niego małą łazienką. Jeśli miał być ze sobą szczery to, to było chyba jego najwcześniejsze wspomnienie, ten pokoik. Nie miał pojęcia jak tu się znalazł, ale obudził się tu pewnego poranka po naprawdę ulewnej nocy.
- No Templeton – Z rozmyślań wyrwał go głos Ojca Magilla – Możesz się tu trochę przespać, niestety obawiam się, że będę musiał obudzić cię dość wcześnie. Siostra Marta codziennie o siódmej rano sprząta to miejsce.
- Nie ma sprawy Ojczulku – powiedział z rozbawieniem Temp, oj tak siostra Marta jest bardzo zasadniczą kobietą. Peck pamiętał ją dość dobrze i choć miło by było znów z nią porozmawiać to obawiał się, że ona nie byłaby zachwycona jego obecnością w sierocińcu o tak wczesnej porze.
- Dobranoc drogi chłopcze – Pożegnał się Ojciec – Dobrze cię znów widzieć.
- Dobranoc Ojczulku. Miło jest znów wrócić do domu. Nawet jeśli to tylko na jedną noc – Odpowiedział Temp po czym ziewnął ze zmęczenia.
- Dobranoc – Powtórzył Ojciec po czym wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi.

Następnego dnia rano

Tak jak Ojciec Magill powiedział tak też zrobił. O godzinie 6.30 przyszedł do pokoiku aby obudzić Templetona, okazało się to jednak niepotrzebne, Peck był już w pełni rozbudzony.
- Dzień dobry mój drogi – Przywitał się Ojczulek.
- Dzień dobry Ojcze – Odpowiedział porucznik i przeciągnął się leniwie.
- Jak się spało? – Zapytał Ojciec.
- Dobrze – Stwierdził Temp i w tym samym momencie jego pusty żołądek dał o sobie znać głośnym burczeniem – Jednak teraz bym coś zjadł.
- Właśnie słyszę – Ojczulek nie był w stanie zamaskować rozbawienia jakie wymalowało się na jego twarzy gdy usłyszał burczenie – Choć ze mną, zaraz coś zjemy.
Ojciec Magill poprowadził go znów do swojego gabinetu gdzie czekała już na nich gorąca jajecznica i aromatyczna świeżo parzona kawa. Porucznikowi znów zaburczało w brzuchu na co Ojczulek roześmiał się serdecznie i zaprosił Pecka, gestem ręki, aby usiadł i zjadł śniadanie wraz z nim. Po niespełna 15 minutach, gdy talerze były już puste, a ich brzuchy pełne, Ojciec Magill spoważniał i spojrzał badawczym wzrokiem na młodego porucznika.
- Więc co teraz zamierzasz? – W końcu zadał to jedno szczególne pytanie.
- Szczerze powiedziawszy nie wiem – Odpowiedział zgodnie z prawdą Peck – Raczej nie mogę zostać w Los Angeles, zbiry Stockwella i zapewne wojsko będą mnie tu szukać – Właściwie nie myślał o tym co stanie się po ucieczce od Stockwella, po prostu zwiał i tyle, no ale co teraz ma z sobą zrobić – Może wyjadę do Anglii? We Ojciec może im się tam przydam na coś.
Ojciec miał już coś odpowiedzieć jednak do jego gabinetu weszła siostra Ericka, jedna z zakonnic zajmujących się sierocińcem, była czymś bardzo przejęta.
- Och wybaczy Ojciec, nie wiedziałam, że Ojciec ma gościa – Powiedziała nieco zmieszana.
- Nic się nie stał siostro – Uspokoił ją ksiądz – O co chodzi?
- Policja chce z Ojcem rozmawiać – Odparła siostra – Czekają za drzwiami.
- Dobrze, proszę im przekazać żeby chwileczkę, zaczekali zaraz ich zawołam – Stwierdził Ojczulek. Gdy siostra wyszła Ojciec zwrócił się do Pecka – Musisz się gdzieś schować mój drogi, policja nie może cię tu zobaczyć.
- Może oknem? – Zaproponował z nadzieją w głosie Temp.
- Przykro mi, odpada – Ojciec zgasił jego zapał – Okno się nie otwiera. Zacięło się jakiś tydzień temu i nie da się ruszyć.
- No to gdzie mam się schować? – zapytał nieco spanikowany Peck.
Ojciec rozejrzał się po małym gabineciku, był zawalony pułkami na których piętrzyły się stosy książek i jakichś papierów. Zupełnie zapomniał że do gabinetu przylega jeszcze mały składzik, można było do niego wejść tylko i wyłącznie przez ten pokój. Za jedną z półek znajdowały się, mało widoczne, drzwi.
- Tutaj, szybko! – Ojciec z niewielką pomocą Templetona przesunął półkę, na szczęście drzwi otwierały się do środka więc nie trzeba było odsuwać jej całej. Peck wślizgnął się do składziku i zamknął za sobą drzwi. Został jednak przy wyjściu i nastawił uszu, chciał wiedzieć czego Policja może chcieć od Ojca Magilla.
Tym czasem Ojciec poprosił policjantów do swego gabinetu.
- Dzień dobry Ojcze – Powiedział na powitanie starszy z nich – Nazywam się Sheridan jestem kapitanem policji – Przedstawił się – To jest jeden z moich ludzi detektyw DiNozzo.
- Witam panów – Przywitał się z nimi Ojczulek – Co mogę dla was zrobić.
Gdy Peck usłyszał te dwa nazwiska znieruchomiał. Sheridan i DiNozzo są tutaj. John Sheridan był jego ulubionym koordynatorem w czasach szkolnych, był dla niego wzorem do naśladowania, a Tony był jego najlepszym przyjacielem, był mu jak brat. Tylko teraz on jest zbiegiem, a oni policjantami. Szkoda, wielka szkoda.
- Doszły nas ostatnio słuchy, że poszukiwany, porucznik Templeton Peck alias Buźka, pojawił się w okolicy. Sprawdzamy miejsca w których mógłby się ukrywać – Powiedział, rzeczowym tonem, kapitan.
- Dlaczego sądzi pan, że może tu być? – Zapytał spokojnie Ojciec.
- Ponieważ się tu wychowywał, pewnie czuje się tu bezpiecznie – Stwierdził Sheridan.
W czasie gdy kapitan rozmawiał z kapłanem DiNozzo rozglądał się uważnie po pomieszczeniu. Jego uwagę zwrócił regał, który wyglądał jakby ktoś niedawno go przesuwał. Upewniwszy się, że kapitan zajął Ojca Magilla rozmową, zbliżył się po cichu do tego miejsca, zauważył, że za półką jest jakieś wejście do innego pokoju. Zanim Ojciec zdążył zareagować Tony otwarł drzwi, jego oczom ukazał się nie kto inny jak sam Templeton Peck. Oboje byli bardzo zaskoczeni, Ojciec Magill był przerażony tym co zaraz może się stać i jedynie kapitan Sheridan zachował spokój.
- No proszę, czyli jednak tu jest – Stwierdził spokojnie bacznie przyglądając się porucznikowi. Na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek – Chyba właśnie utarłem Deckerowi nosa – powiedział półszeptem.

3 komentarze:

  1. Czyzby sie zalozyly, kto.pierwszy znajdzie Buzke? Nie zla.fabula. Jedyne co mi sie rzucilo w oczy to pokUj przez U. Ale nikt.nie jest idealny, sama popelniam wiele bledow i literowek :-P Mam nadzieje ze sie obrazisz. :-D duzo weny ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech a myślałam, że wyłapałam wszystkie błędy ;) ... Ok. już poprawione :D

      Usuń
  2. Oj Buźka, powinieneś wiedzieć, że przed przyjaciółmi i rodziną się nie ukryjesz :) Kryjówkę miałeś dobrą ale Tony jest świetnym detektywem więc było wiadome, że go znajdzie. Ciekawe jak dalej potoczysz losy bohaterów. Dużo weny i czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń