piątek, 22 maja 2015

Rozdział 9

Się mi skubaniec obudził i mi nie da spać... Trochę to krótkie, ale gdybym wrzuciła całość przerobionego materiału byłoby znów za długie, więc teraz taki krótki rozdzialik a później rzucę coś dłuższego :D

Szpital Miejski:

- Jesse. Hey Jesse! – doktor Stewart od dłuższej chwili próbował skontaktować się ze swoim przyjacielem jednak bez skutku. Jesse Travis właśnie drzemał na kanapie w pokoju lekarskim i wyglądało na to, że ma jakiś koszmar. W momencie gdy Jack miał już podejść bliżej śpiącego kolegi ten nagle obudził się z przeraźliwym okrzykiem „NIE!”
- Co, co tu się stało?! – Do pokoju wpadł Mark, a za nim Amanda i Steve na ich twarzach malował się niepokój.
- Jesse miał koszmar – Odparł krótko Jack.
- To nic – Próbował ich uspokoić Travis – To tylko zły sen.
- Jesse, kiedy ostatnio normalnie spałeś? – spytał Mark.
- Ja… - zaczął Jess.
- Jesse – Mark spojrzał na swojego protegowanego znacząco, chciał prawdy, a nie wykrętów młodego lekarza – Chcemy ci pomóc, ale jeśli nie będziesz z nami szczery to się nie uda. Co się  z tobą dzieje?
- Ja nie mogę powiedzieć – stwierdził cicho Jesse – Jeszcze nie mogę – cały czas unikał wzroku przyjaciół, to go bolało, chciał im powiedzieć, ale bał się, że ich straci.

W tym samym czasie, dom Sheridana:

Od wybuchu magazynu minęły dwa dni i pomimo, że właściwie nic się nie stało Templetonowi, to jednak mogło się coś stać, on mógł zginać!
- Tony! Przestań! – Już nie miał siły jego brat doprowadzał go do szału – Nic mi nie jest! – Stwierdził z pewnością w głosie Peck. No może „Nic mi nie jest” jest dość ogólnym pojęciem, bo przecież jednak jest poobijany i siedzi teraz z wieloma bandażami na ciele na sofie w salonie Sheridana, ale na miłość Boską, przecież żyje, nie doznał żadnych trwałych uszczerbków na zdrowiu, nawet w szpitalu nie musi leżeć, spędził tam tylko noc na obserwacji. Więc nie miał pojęcia dlaczego teraz jego najlepszy przyjaciel, jego brat, wyrzuca sobie, ze zrobił coś źle, próbując przy tym wydeptać dziurę w podłodze.
- Nic ci nie jest?! – Zripostował Tony – Temp, spójrz na siebie, złamana ręka, zwichnięta kostka, nie mówiąc już o wszechobecnych siniakach.
- To nic, to się zagoi, Jesse powiedział, że miałem dużo szczęścia – Peck wyszczerzył się do przyjaciela.
- Ale gdyby nie mój głupi plan to byłbyś cały i zdrowy – drążył dalej DiNozzo.
- Może, ale byłbym też „martwy” zapomniałeś? – Peck przypomniał mu założenia ich pierwotnego planu – Decker może i jest wrednym dupkiem, ale nie jest głupi, gdyby zobaczył tego trupa w moich ubraniach i z moimi rzeczami uznałby mnie za zmarłego i poinformowałby o tym prasę, a gdybym ja nagle wyskoczył nie wiadomo skąd zaczęłyby się niewygodne pytania. Twój plan był jedynym rozsądnym wyjściem z tej sytuacji, przecież to nie twoja wina, że się potknąłem.
- Ale… - zaczął znów Tony.
- Nie ma żadnego ale – uciął tą rozmowę Temp – Pamiętasz co mi powiedziałeś gdy zwiewaliśmy z sierocińca? – Tu spojrzał przyjacielowi w oczy – Jesteśmy rodziną! Podjąłeś decyzję, dzięki której wszyscy są bezpieczni. I nie masz się o co obwiniać.
- Chyba… - zaczął Tony i w końcu klapnął na kanapę – Chyba masz rację.
- Nie chyba, tylko na pewno – stwierdził z całym przekonaniem Temp.
- Więc podjąłeś już decyzję? – DiNozzo podjął nowy temat.
- Tak mi się wydaję – powiedział ostrożnie Peck.
- Co masz na myśli? – Tonyego zaciekawiła ta odpowiedź.
- No bo nie jestem do końca pewny – stwierdził Temp – A jeśli nie spodoba im się to kim jestem, kim byłem? Nie chcę być kością niezgody między Jessem, a jego znajomymi.
- Wiesz, że Jesse zawsze wybierze ciebie? – bardziej stwierdził niż zapytał DiNozzo.
- Skąd to możesz wiedzieć? – zaciekawił się Temp.
- Bo mi to powiedział – odparł szczerze Tony – Ale może nie będzie musiał wybierać – Mówiąc to podał przyjacielowi jego komórkę – Zadzwoń i powiedz mu jaką podjąłeś decyzję – Po tych słowach wstał z sofy i skierował się do wyjścia – Ja lecę na komendę. To co? Do zobaczenia wieczorem.
- Do wieczora – Odpowiedział mu Peck i wziął się za wybieranie numeru.

Chwilę później, Szpital Miejski:

- No i co postanowiłeś? – zapytał niepewnie Jesse, ręce mu się spociły tak, że czuł jak telefon wyślizguje mu się z dłoni.
/- Podjąłem decyzje – powiedział powoli Temp, wziął głęboki oddech i dokończył – jestem gotów im powiedzieć./
- Dziękuję – powiedział z wielką ulgą Travis – Więc widzimy się wieczorem.
/- Kiedyś i tak musiało to nastąpić – stwierdził Peck – No to nie przeszkadzam. Do wieczora – pożegnał się z przyjacielem i zakończył rozmowę./
***
Miał mętlik w głowie, z jednej strony był podekscytowany faktem, że Temp zgodził się ujawnić ich przeszłość przed Markiem, Stevem, Amandą i Jackiem; z drugiej zaś strony bał się jak cholera. Co jeśli będą na niego źli za to, że cały czas ukrywał przed nimi prawdę? Co jeśli przez to ich straci? Co jeśli… dość za dużo nad tym myśli. Pomimo, że od stanowiska pielęgniarek do pokoju lekarskiego było bardzo blisko to teraz ta droga niemiłosiernie mu się dłużyła. W końcu dotarł do celu, wziął głęboki wdech i wszedł do pokoju.
- O hej Jesse – z zamyślenia wyrwał go głos Amandy, która siedziała na kanapie.
- Hej – przywitał się z nią, po czym usiadł przy stole, nie bardzo wiedząc co właściwie zrobić
- Jesse, wszystko gra? – Zainteresowała się Amanda, widziała że jej kolega jest jakiś nieobecny.
- Co? Nie… - Jesse wyrwał się z zamyślenia – To znaczy wszystko gra.
- Witajcie przyjaciele! – Do pokoju wparował, uśmiechnięty od ucha do ucha, Jack – Jak wam życie płynie? – ciągnął dalej swoje powitanie siadając obok Amandy na kanapie.
- A co ty taki wesolutki Stewart? – Zaciekawiła się Bentley.
- A jest taki ładny dzień, ptaszki śpiewają, kwiatki kwitną… - Zaczął wymieniać Jack – A za pół godziny kończę zmianę – dodał jeszcze i uśmiechnął się, o ile to w ogóle możliwe, jeszcze szerzej.
- No widzę, że ktoś tu ma dziś dobry humor – skwitował zachowanie kolegi Mark, który właśnie wkroczył do pomieszczenia i od razu skierował się do ekspresu do kawy.
- Acha – Przytaknął Jack – Ale zdaje się, że kolega Travis jest jakiś dziś nie w sosie – Tu spojrzał podejrzliwie na Jessiego.  
- Ja… - Jesse już chciał zaprzeczyć, ale stwierdził, że to nie ma sensu, wziął więc głęboki wdech i powiedział – Zastanawiam się, czy macie dziś wolny wieczór?
W pokoju na chwile zapadła cisza.
- Wiesz – Zaczęła Amanda – Właściwie miałam spotkać się z Ronem, ale wydaje mi się, że mogłabym to przełożyć – Jeśli Jesse w końcu chciał prosić ich o pomoc to nie mogła przecież go tak zostawić, był jej przyjacielem.
- W sumie wiesz… - Zaczął Jesse, jednak nie dane było mu skończyć gdyż do pokoju wszedł Steve.
- Cześć wszystkim! – Przywitał się młody Sloan – Tato masz wolny dzisiejszy wieczór?
- Teraz to sam już nie wiem – Odparł Mark spoglądając to na swojego syna to na Jessiego – A dlaczego pytasz?
- Bo kapitan Sheridan zaprosił nas dziś do siebie – Powiedział powoli Steve, sam nie miał pojęcia co o tym myśleć. Dlaczego kapitan zaprasza ich do siebie?
- Nas? – zainteresował się doktor Sloan.
- Tak nas – stwierdził porucznik Sloan – Nas wszystkich mnie, ciebie, Amandę z Ronem, Jacka i Jessiego – wyliczał Steve – poinformował mnie o tym dzisiaj. To niezobowiązujące zaproszenie tato, ale ciekaw jestem o co może mu chodzić.
- Tak dziękuję ci Chief – szepnął cicho do siebie Jesse.
- Mówiłeś coś Jesse – jednak nie na tyle cicho żeby umknęło to uwadze Amandy.
- Nie nic takiego – Powiedział szybko doktor Travis – W sumie to ja już będę leciał – Wstał szybko z krzesła – Moja zmiana skończyła się już piętnaście minut temu. To widzimy się wieczorem – Krzyknął jeszcze w progu i już go nie było.
- Czy ktoś mi wyjaśni co tu się przed chwilą stało? – Zapytał zdezorientowany Jack – W jednej chwili coś wyraźnie go gryzie, a w następnej chwili jest cały uśmiechnięty i wybiega do domu jak uczeń po usłyszeniu dzwonka.
- Nie mam pojęcia – Odparł Mark – Ale mam dziwne wrażenie, że możemy się czegoś dowiedzieć na dzisiejszym spotkaniu.
- Więc idziemy? – Upewniła się Amanda.
- Ja na pewno tak – Stwierdził doktor Sloan.
- I ja też – Powiedział Steve.
- No to ja też – Zreflektował się Jack – Mnie też zżera ciekawość.
- W takim razie dzwonię do Rona – Skwitowała Amanda. 

1 komentarz:

  1. Rozdzialik króciutki ale pozytywny :) Bohaterów to masz od groma i każdy ma jakiś wkład w historię, szczerze pierwszy raz się z takim czymś spotykam xd.
    WENY!

    OdpowiedzUsuń