wtorek, 30 września 2014

Rozdział 2

Angel kazał mi to już opublikować, więc daję drugi rozdział, z lekką, ale widoczną zmianą.

***

Przez moment panowała cisza, po chwili znów można było usłyszeć ding i z windy wyszedł Gibbs. Miał zamiar spakować swoje rzeczy, jednak gdy zobaczył człowieka stojącego przy jego biurku przystanął na chwile. Już wiedział, że będzie musiał odłożyć pakowanie, miał dziwne wrażenie, że rozmowa która go czeka nie będzie przyjemna, ani dla niego, ani jego gościa.
- Agencie Gibbs, musimy porozmawiać – powiedział przybysz.
- Co pana tu sprowadza? – spytał Gibbs, patrząc na gościa morderczym wzrokiem.
Trójka agentów na dobre przerwała pakowanie i teraz z zaciekawieniem i lekkim strachem patrzyła na scenę przed nimi, obaj mężczyźni mierzyli się teraz wzrokiem, żaden z nich nie miał zamiaru odpuścić.
- Pokój konferencyjny, za mną! – powiedział poirytowany Gibbs, po raz kolejny tego dnia poczuł, że wszystko zaczyna się zmieniać. Najpierw kazano im tak po prostu przeprowadzić się na zachodnie wybrzeże, teraz będzie musiał przeprowadzić nieprzyjemną rozmowę z człowiekiem, którego najchętniej by udusił… czy może być jeszcze gorzej?
Kiedy obaj panowie znaleźli się już w windzie Gibbs, jak to miał w zwyczaju, zatrzymał ją.
- Czego pan ode mnie chce panie DiNozzo? – spytał ponownie Gibbs i tym razem zmierzył Seniora badawczym spojrzeniem. Coś tu się nie zgadzało, coś było innego w tym człowieku. Gibbs nie umiał dociec co jest nie tak i poczuł jeszcze wyraźniej, że to nie będzie nic przyjemnego.
- Muszę wiedzieć gdzie jest mój syn – odpowiedział, nie owijając w bawełnę, Senior – chcę mu powiedzieć prawdę.
- Jaką prawdę? – Gibbs zadał kolejne pytanie, jego ton zdradzał, że nie przyjmuje odpowiedzi w stylu „nie mogę ci tego powiedzieć”.
Senior wziął głęboki oddech, bił się z myślami, chciał pierw powiedzieć o wszystkim Juniorowi, jednak aby go znaleźć będzie mu potrzebna pomoc Gibbsa i jego ludzi, a jeśli nie zdradzi mu prawdy nie ma co liczyć na jego pomoc.
- Junior ma starszego brata.
- Że co proszę?! – kolejny raz Gibbs nie wierzy własnym uszom.
- Dowiedziałem się kilka dni temu. Widzisz Gibbs, nie jestem tym za kogo się podawałem, jestem agentem CIA.
Tym razem Gibbs nic nie powiedział, patrzył tylko z uwagą na człowieka przed sobą tak jakby po raz pierwszy się spotkali.
- Jestem agentem CIA – powtórzył Senior – teraz w spoczynku, ja i kilku moich znajomych próbujemy naprawić nasze błędy, które popełniliśmy oddając się tej pracy. Kilka dni temu, przeglądałem stare listy, jeden z nich był adresowany do Aarona DiCampino, to było moje alter ego podczas misji rozpracowania rodziny Popescu. miałem odgrywać członka sycylijskiej mafii, która, poprzez małżeństwo, chciała zawrzeć pakt z rodziną Popescu. Jedyną, kobietą która była gotowa wyjść za mąż była wtedy córka głowy rodziny, miała już jednego męża, ale zginął w wojnie z rodziną Comescu, z tego małżeństwa miała córkę… Catalina, tak miała na imię, była piękna, silna, a zarazem delikatna, mimo woli zakochałem się w niej. Jednak jej matka odkryła kim tak naprawdę jestem. Pewnej nocy wzięła mnie na plażę i powiedziała, że zna prawdę, nie chce żeby jej córka przechodziła przez to co ona. Wtedy dowiedziałem się, jak zaczął się konflikt między Popescu i Comescu. To agent OSS (teraz to CIA) zabił głowę rodziny Comescu i jego 2 braci, potem wplątał w to rodzinę Popescu, żeniąc się z matką Cataliny. Wypuściła mnie i kazała nigdy nie wracać i nie kontaktować się z jej córką. Zrobiła to tylko ze względu na nią – Senior zatopił się we wspomnieniach. Gibbs mu nie przerywał, ta historia wydawała mu się znajoma, ale nie wiedział skąd – Kilka tygodni po moim powrocie do Stanów do biura trafił list zaadresowany do Aarona DiCampino. Nie otwarłem go wtedy, bałem się tego co mogłem w nim znaleźć, bałem się, że jeśli go przeczytam będę chciał tam wrócić. Teraz gdy go przeczytałem żałuje, że nie zrobiłem tego wcześniej. Dopiero teraz dowiedziałem się, że Catalina była w ciąży gdy wyjeżdżałem, że to był mój syn, a teraz cała rodzina Popescu nie żyje. Wiem jednak, że mój syn żyje. Dowiedziałem się od moich kontaktów, że zanim Comescu dopadli dzieci Cataliny, jej matka wysłała je do Stanów. Są gdzieś tutaj Amy i Gabriel, tak się nazywają. Chcę ich odnaleźć. Potrzebuję pomocy.
- Ciekawa historia – stwierdził w końcu Gibbs, coś mu mówiło, że to nie jest koniec i jeśli zgodzi się pomóc, może mu to przysporzyć wielu kłopotów i zapewne nowych wrogów – Ale jeśli mam ci pomóc, najpierw musimy odnaleźć Tonego.
- Po raz pierwszy się z tobą zgodzę Gibbs – powiedział Senior, któremu było już nieco lżej po opowiedzeniu tej historii, komuś kto jej wysłuchał.
Gibbs włączył windę z powrotem i panowie wrócili do biura.

W tym samym czasie Langley, Wirginia

Willa, w której teraz mieszkali była piękna, ogromna, z wszelkimi luksusami, o których mogli tylko marzyć podczas ukrywania się przed żandarmerią wojskową przez ostatnie 8 lat. Jednak każdy z nich oddałby to wszystko, aby znów było jak dawniej, kiedy sami sobie wybierali klientów, kiedy nie byli pieskami na posyłki Stockwella i przede wszystkim kiedy byli drużyną, Drużyną A! Odkąd Buźka zniknął, nic nie szło dobrze, każdy z pozostałej czwórki wiedział, że brakuje im ważnego elementu ich „rodziny”, a i ostatnie misje, które przydzielał im Stockwell nie szły tak jak powinny, owszem powodziły się, ale było trudniej.
Teraz siedzieli w salonie czekając na przybycie generała. Nie mieli pojęcia, że zaraz ich życie stanie do góry nogami, zaraz wszystko się zmieni.
W końcu Stockwell raczył się zjawić, a z nim trzy inne osoby, jedna kobieta i dwóch mężczyzn. Na widok jednego z nich Murdock zrobił się jakby bardziej niespokojny niż wcześniej. Zanim Stockwell zdążył coś powiedzieć, H.M. wypalił…
- Tato co ty tutaj robisz?!
- Mam ważne sprawy do omówienia – odpowiedział zapytany – Właściwie wszyscy mamy – spojrzał na pozostałych członków drużyny.
- Oj nie, mnie w to nie mieszaj Harry – wtrącił drugi z mężczyzn. Hannibal, Lucky i B.A. siedzieli nadal na swoich miejscach przyglądając się przybyszom z lekką rezerwą, natomiast Murdock, słysząc ton głosu ojca, który zdradzał, że to co usłyszy na pewno nie będzie miłą wieścią, jeszcze bardziej zaczął się wiercić, patrząc na ojca z niepokojem.
- Może lepiej usiądźmy  - zwrócił się do gości Stockwell – to będzie dość długa rozmowa.
- Dobrze, masz rację Hunt – odezwała się w końcu kobieta, dopiero teraz Hannibal ją rozpoznał, była to jego dawna znajoma, a nawet coś więcej, myślał wtedy, że ją kocha. Jednak ona zniknęła tak nagle z jego życia, bez żadnych wyjaśnień. Cinnamon Carter, tak właśnie miała na imię ta kobieta.
- Zacznę od tego, że jesteście wolni – zaczął rzeczowo Stockwell, choć w jego głosie można było wyczuć pewną nutę niechęci – zapracowaliście na nie – mówiąc to podał każdemu z drużyny dokument mówiący o tym, że zostali ułaskawieni przez Prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki.
- A ja, znaczy my – zaczął z kolei mówić Harry Murdock, wskazując na siebie i swoich towarzyszy – jesteśmy tu po to, aby… aby wyjaśnić kilka spraw z przed lat – wziął głęboki oddech po czym kontynuował – Synu – tu zwrócił się do H.M.’a – to co ci teraz powiem, może zabrzmi absurdalnie, ale to cała prawda. Jestem agentem CIA…
- Wszyscy jesteśmy – wtrącił drugi mężczyzna.
- Nie przerywa, Dane – zwróciła mu uwagę Cinnamon.
- Tak my, ja, Cinnamon, Dane i Hunt, ale o tym pewnie wiecie, jesteśmy agentami CIA – doszedł znów do słowa Harry – Na jednej z misji, ja i Cinnamon, my…
- Doszło między nami do czegoś więcej – dokończyła za niego Carter.
- Czy, czy ty byłeś w tedy już z mamą? – chciał wiedzieć Murdock, choć po zadaniu tego pytania nie był już tego tak pewien, ta historia coraz mniej mu się podobała.
- Tak, musisz wiedzieć H.M., że kobieta, którą traktowałeś jak mamę… -  nie potrafił dokończyć. Spojrzał na Cinnamon szukając pomocy, więc podjęła temat.
- Twój ojciec ma na myśli, że to ja jestem twoją matką – spojrzała na Murdocka. Nie była pewna jak zareaguje na takie wieści.
- C… co? Jjak to? – zdołał wydusić z siebie pytani kapitan. Reszta drużyny siedziała w osłupieniu, słuchając tego.
- Moja żona, Mery, nie mogła mieć dzieci – kontynuował Harry – kiedy się dowiedziała, że ją zdradziłem na początku była wściekła, potem rozżalona. Ja jednak, pomimo tego co zaszło między mną a Cinnamon, zawsze kochałem tylko Mery…
- Ale ja zaszłam w ciążę – znów wtrąciła Carter – wiedziałam, że Harry nigdy nie odejdzie od żony, a ja, nawet gdybym zrezygnowała z pracy w CIA, nadal miałabym mnóstwo wrogów, którzy nie cofnęliby się przed niczym. Dziecko byłoby w wielkim niebezpieczeństwie. Dlatego to Harry wziął chłopca, Mery była dla niego, dla ciebie H.M. dobrą matką.
- Po śmierci Mery znów zacząłem więcej pracować. Nie miałem dla ciebie czasu synu i za to chcę cię przeprosić.
- Tato ja… nie wiem… - powiedział niepewnie H.M. – chyba moglibyśmy spróbować coś z tym zrobić. Poza tym chciałbym poznać mamę – tu spojrzał na Cinnamon i obdarzył ją szerokim uśmiechem. Carter odwzajemniła uśmiech, po czym spojrzała na Hannibala – jednak to jeszcze nie wszystko. Kilka lat po urodzinach H.M.’a poznałam przystojnego porucznika – tu uśmiechnęła się niepewnie do Hannibala – zakochałam się w nim, myślałam, że w końcu znalazłam swoją drugą połówkę…
- Też tak myślałem – przerwał jej Hannibal – myślałem, że będziemy razem na zawsze Cinnamon – spojrzał na nią – ale widocznie się myliłem.
- To nie tak jak myślisz, nie mogłam ci powiedzieć czym się zajmuje, nie mogłam cię narażać, a nie chciałam cię okłamywać przez całe życie! – odpowiedziała mu Carter.
- Byłem żołnierzem poradziłbym sobie! – Hannibal podniósł głos.
- Bałam się! Dlatego odeszłam.
- Ale dlaczego zniknęłaś bez słowa? – zapytał już łagodniej Hannibal.
Reszta zgromadzonych w salonie bacznie obserwowała tą wymianę zdań.
- Bo tak było łatwiej, a przynajmniej tak wtedy myślałam.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Byłam wtedy w ciąży, kiedy od ciebie uciekłam jeszcze o tym nie wiedziałam, dowiedziałam się kilka dni później.
- Chcesz powiedzieć, że mam dziecko? I dopiero teraz mi o tym mówisz?
- Tak John masz syna. Kiedy się dowiedziałam spanikowałam, oddałam dziecko do domu dziecka.
- Co?! Mogłaś mi powiedzieć! Przecież bym się nim zajął!
- Mówiłam, że spanikowałam! Nie chciałam niszczyć twojej kariery wojskowej! – odkrzyknęła mu Carter.
- Kim on jest? Jak się nazywa?
- Zajęło mi sporo czasu znalezienie go, dopiero jakiś tydzień temu go znalazłam, a właściwie jego imię i nazwisko.
- Więc? – ponaglał ją Hannibal.
- Znasz go John, opiekowałeś się nim rzez wiele lat.
- Nie rozumiem… – zaczął Hannibal, ale nagle go olśniło – Czy chcesz mi powiedzieć, że mój porucznik jest moim synem.
- Tak, teraz nazywa się Templeton Peck – w końcu powiedziała.
Cała reszta drużyny patrzyła z niedowierzaniem to na Cinnamon, to na Hannibala. Sam pułkownik patrzył na agentkę CIA w niemałym osłupieniu. W końcu Murdock odzyskał głos…
- Czy to znaczy, że Buźka to mój brat? – spojrzał nieco skołowany na agentkę Carter.
- Tak, na to wychodzi H.M.
Nagle do pokoju, szybkim krokiem, weszła Carla, która nawet nie zwróciła uwagi na obecnych w nim ludzi. Podeszła pewnym krokiem do Stockwella i szepnęła mu coś na ucho, ten trochę się zdziwił.
- To niemożliwe… - zaczął generał, ale jego asystentka mu przerwała
- Ale to się dzieje – powiedziała spokojnie – Niech pan sam zobaczy – i włączyła telewizor. Kanał ZNN nadawał właśnie jakąś relację na żywo.
- Co mamy zobaczyć? – w końcu odezwała się Carter i razem z resztą zwróciła swą uwagę na ekran telewizora.

/- Nadajemy na żywo z Los Angeles, gdzie trwa pościg za poszukiwanym, porucznikiem Templetonem Peckiem. Według naszych informacji Peck ukrywa się w tych starych magazynach – tu prezenterka się odwróciła by pokazać widzom stare magazyny gdzieś w oddali – niestety nie wpuszczono naszej ekipy bliżej. Za chwilę powinno dojść do zatrzymania poszukiwanego. Żandarmeria Wojskowa już szykuje się do wejścia na teren… - nagle wszystko się zatrzęsło, w oddali można było zobaczyć wybuchający magazyn – O mój Boże! – wykrzyknęła prezenterka – wygląda na to, że magazyn wybuchł w powietrze, jeśli nasze informację były prawdziwe, porucznik Peck zginął w wybuch… Chwileczkę… Właśnie dostałam ważną informację. Templeton Peck, oraz cała Drużyna A, został właśnie ułaskawiony przez Prezydenta…/

Hannibal wyłączył telewizor i z furią wymalowaną na twarzy rzucił się na Stockwella. B.A., Rey i Murdock z ledwością go przytrzymali, choć sami z miłą chęcią zatłukliby generała gołymi rękami.
- Pułkowniku! Może go tam wcale nie było! Może zdążył uciec! –próbował go uspokoić Brenner.
- Jeśli on tam zginął to cię zabiję Stockwell!! – wykrzyknął w stronę Stockwella, rozwścieczony Hannibal.
- Musimy jechać do Los Angeles, natychmiast! – wykrzyknęła Cinnamon, szybko wstając z swojego miejsca i kierując się czym prędzej do drzwi frontowych…

***

Życzę wam miłej lektury i biorę się za dalsze poprawianie :D

1 komentarz:

  1. No w końcu! Bardzo sie cieszę, że coś udało Ci się dodać i wen Angel sie ruszył :) Czekam niecierpliwie na dalsze rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń