Angel kazał mi to już opublikować, więc daję drugi rozdział, z lekką, ale widoczną zmianą.
***
Przez moment panowała cisza, po
chwili znów można było usłyszeć ding i z windy wyszedł Gibbs. Miał zamiar
spakować swoje rzeczy, jednak gdy zobaczył człowieka stojącego przy jego biurku
przystanął na chwile. Już wiedział, że będzie musiał odłożyć pakowanie, miał
dziwne wrażenie, że rozmowa która go czeka nie będzie przyjemna, ani dla niego,
ani jego gościa.
- Agencie Gibbs, musimy
porozmawiać – powiedział przybysz.
- Co pana tu sprowadza? – spytał
Gibbs, patrząc na gościa morderczym wzrokiem.
Trójka agentów na dobre przerwała
pakowanie i teraz z zaciekawieniem i lekkim strachem patrzyła na scenę przed
nimi, obaj mężczyźni mierzyli się teraz wzrokiem, żaden z nich nie miał zamiaru
odpuścić.
- Pokój konferencyjny, za mną! –
powiedział poirytowany Gibbs, po raz kolejny tego dnia poczuł, że wszystko
zaczyna się zmieniać. Najpierw kazano im tak po prostu przeprowadzić się na
zachodnie wybrzeże, teraz będzie musiał przeprowadzić nieprzyjemną rozmowę z
człowiekiem, którego najchętniej by udusił… czy może być jeszcze gorzej?
Kiedy obaj panowie znaleźli się
już w windzie Gibbs, jak to miał w zwyczaju, zatrzymał ją.
- Czego pan ode mnie chce panie
DiNozzo? – spytał ponownie Gibbs i tym razem zmierzył Seniora badawczym
spojrzeniem. Coś tu się nie zgadzało, coś było innego w tym człowieku. Gibbs
nie umiał dociec co jest nie tak i poczuł jeszcze wyraźniej, że to nie będzie
nic przyjemnego.
- Muszę wiedzieć gdzie jest mój
syn – odpowiedział, nie owijając w bawełnę, Senior – chcę mu powiedzieć prawdę.
- Jaką prawdę? – Gibbs zadał
kolejne pytanie, jego ton zdradzał, że nie przyjmuje odpowiedzi w stylu „nie
mogę ci tego powiedzieć”.
Senior wziął głęboki oddech, bił
się z myślami, chciał pierw powiedzieć o wszystkim Juniorowi, jednak aby go
znaleźć będzie mu potrzebna pomoc Gibbsa i jego ludzi, a jeśli nie zdradzi mu
prawdy nie ma co liczyć na jego pomoc.
- Junior ma starszego brata.
- Że co proszę?! – kolejny raz
Gibbs nie wierzy własnym uszom.
- Dowiedziałem się kilka dni
temu. Widzisz Gibbs, nie jestem tym za kogo się podawałem, jestem agentem CIA.
Tym razem Gibbs nic nie
powiedział, patrzył tylko z uwagą na człowieka przed sobą tak jakby po raz
pierwszy się spotkali.
- Jestem agentem CIA – powtórzył
Senior – teraz w spoczynku, ja i kilku moich znajomych próbujemy naprawić nasze
błędy, które popełniliśmy oddając się tej pracy. Kilka dni temu, przeglądałem
stare listy, jeden z nich był adresowany do Aarona DiCampino, to było moje
alter ego podczas misji rozpracowania rodziny Popescu. miałem odgrywać członka
sycylijskiej mafii, która, poprzez małżeństwo, chciała zawrzeć pakt z rodziną
Popescu. Jedyną, kobietą która była gotowa wyjść za mąż była wtedy córka głowy
rodziny, miała już jednego męża, ale zginął w wojnie z rodziną Comescu, z tego
małżeństwa miała córkę… Catalina, tak miała na imię, była piękna, silna, a
zarazem delikatna, mimo woli zakochałem się w niej. Jednak jej matka odkryła
kim tak naprawdę jestem. Pewnej nocy wzięła mnie na plażę i powiedziała, że zna
prawdę, nie chce żeby jej córka przechodziła przez to co ona. Wtedy
dowiedziałem się, jak zaczął się konflikt między Popescu i Comescu. To agent
OSS (teraz to CIA) zabił głowę rodziny Comescu i jego 2 braci, potem wplątał w
to rodzinę Popescu, żeniąc się z matką Cataliny. Wypuściła mnie i kazała nigdy
nie wracać i nie kontaktować się z jej córką. Zrobiła to tylko ze względu na
nią – Senior zatopił się we wspomnieniach. Gibbs mu nie przerywał, ta historia
wydawała mu się znajoma, ale nie wiedział skąd – Kilka tygodni po moim powrocie
do Stanów do biura trafił list zaadresowany do Aarona DiCampino. Nie otwarłem
go wtedy, bałem się tego co mogłem w nim znaleźć, bałem się, że jeśli go
przeczytam będę chciał tam wrócić. Teraz gdy go przeczytałem żałuje, że nie
zrobiłem tego wcześniej. Dopiero teraz dowiedziałem się, że Catalina była w
ciąży gdy wyjeżdżałem, że to był mój syn, a teraz cała rodzina Popescu nie
żyje. Wiem jednak, że mój syn żyje. Dowiedziałem się od moich kontaktów, że
zanim Comescu dopadli dzieci Cataliny, jej matka wysłała je do Stanów. Są
gdzieś tutaj Amy i Gabriel, tak się nazywają. Chcę ich odnaleźć. Potrzebuję
pomocy.
- Ciekawa historia – stwierdził w
końcu Gibbs, coś mu mówiło, że to nie jest koniec i jeśli zgodzi się pomóc,
może mu to przysporzyć wielu kłopotów i zapewne nowych wrogów – Ale jeśli mam
ci pomóc, najpierw musimy odnaleźć Tonego.
- Po raz pierwszy się z tobą
zgodzę Gibbs – powiedział Senior, któremu było już nieco lżej po opowiedzeniu
tej historii, komuś kto jej wysłuchał.
Gibbs włączył windę z powrotem i
panowie wrócili do biura.
W tym samym czasie Langley,
Wirginia
Willa, w której teraz mieszkali
była piękna, ogromna, z wszelkimi luksusami, o których mogli tylko marzyć
podczas ukrywania się przed żandarmerią wojskową przez ostatnie 8 lat. Jednak
każdy z nich oddałby to wszystko, aby znów było jak dawniej, kiedy sami sobie
wybierali klientów, kiedy nie byli pieskami na posyłki Stockwella i przede
wszystkim kiedy byli drużyną, Drużyną A! Odkąd Buźka zniknął, nic nie szło
dobrze, każdy z pozostałej czwórki wiedział, że brakuje im ważnego elementu ich
„rodziny”, a i ostatnie misje, które przydzielał im Stockwell nie szły tak jak
powinny, owszem powodziły się, ale było trudniej.
Teraz siedzieli w salonie
czekając na przybycie generała. Nie mieli pojęcia, że zaraz ich życie stanie do
góry nogami, zaraz wszystko się zmieni.
W końcu Stockwell raczył się
zjawić, a z nim trzy inne osoby, jedna kobieta i dwóch mężczyzn. Na widok
jednego z nich Murdock zrobił się jakby bardziej niespokojny niż wcześniej.
Zanim Stockwell zdążył coś powiedzieć, H.M. wypalił…
- Tato co ty tutaj robisz?!
- Mam ważne sprawy do omówienia –
odpowiedział zapytany – Właściwie wszyscy mamy – spojrzał na pozostałych
członków drużyny.
- Oj nie, mnie w to nie mieszaj
Harry – wtrącił drugi z mężczyzn. Hannibal, Lucky i B.A. siedzieli nadal na
swoich miejscach przyglądając się przybyszom z lekką rezerwą, natomiast
Murdock, słysząc ton głosu ojca, który zdradzał, że to co usłyszy na pewno nie
będzie miłą wieścią, jeszcze bardziej zaczął się wiercić, patrząc na ojca z
niepokojem.
- Może lepiej usiądźmy - zwrócił się do gości Stockwell – to będzie
dość długa rozmowa.
- Dobrze, masz rację Hunt –
odezwała się w końcu kobieta, dopiero teraz Hannibal ją rozpoznał, była to jego
dawna znajoma, a nawet coś więcej, myślał wtedy, że ją kocha. Jednak ona
zniknęła tak nagle z jego życia, bez żadnych wyjaśnień. Cinnamon Carter, tak
właśnie miała na imię ta kobieta.
- Zacznę od tego, że jesteście
wolni – zaczął rzeczowo Stockwell, choć w jego głosie można było wyczuć pewną
nutę niechęci – zapracowaliście na nie – mówiąc to podał każdemu z drużyny
dokument mówiący o tym, że zostali ułaskawieni przez Prezydenta Stanów
Zjednoczonych Ameryki.
- A ja, znaczy my – zaczął z
kolei mówić Harry Murdock, wskazując na siebie i swoich towarzyszy – jesteśmy
tu po to, aby… aby wyjaśnić kilka spraw z przed lat – wziął głęboki oddech po
czym kontynuował – Synu – tu zwrócił się do H.M.’a – to co ci teraz powiem,
może zabrzmi absurdalnie, ale to cała prawda. Jestem agentem CIA…
- Wszyscy jesteśmy – wtrącił
drugi mężczyzna.
- Nie przerywa, Dane – zwróciła
mu uwagę Cinnamon.
- Tak my, ja, Cinnamon, Dane i
Hunt, ale o tym pewnie wiecie, jesteśmy agentami CIA – doszedł znów do słowa
Harry – Na jednej z misji, ja i Cinnamon, my…
- Doszło między nami do czegoś
więcej – dokończyła za niego Carter.
- Czy, czy ty byłeś w tedy już z
mamą? – chciał wiedzieć Murdock, choć po zadaniu tego pytania nie był już tego
tak pewien, ta historia coraz mniej mu się podobała.
- Tak, musisz wiedzieć H.M., że
kobieta, którą traktowałeś jak mamę… -
nie potrafił dokończyć. Spojrzał na Cinnamon szukając pomocy, więc
podjęła temat.
- Twój ojciec ma na myśli, że to
ja jestem twoją matką – spojrzała na Murdocka. Nie była pewna jak zareaguje na
takie wieści.
- C… co? Jjak to? – zdołał
wydusić z siebie pytani kapitan. Reszta drużyny siedziała w osłupieniu,
słuchając tego.
- Moja żona, Mery, nie mogła mieć
dzieci – kontynuował Harry – kiedy się dowiedziała, że ją zdradziłem na
początku była wściekła, potem rozżalona. Ja jednak, pomimo tego co zaszło
między mną a Cinnamon, zawsze kochałem tylko Mery…
- Ale ja zaszłam w ciążę – znów
wtrąciła Carter – wiedziałam, że Harry nigdy nie odejdzie od żony, a ja, nawet
gdybym zrezygnowała z pracy w CIA, nadal miałabym mnóstwo wrogów, którzy nie
cofnęliby się przed niczym. Dziecko byłoby w wielkim niebezpieczeństwie.
Dlatego to Harry wziął chłopca, Mery była dla niego, dla ciebie H.M. dobrą
matką.
- Po śmierci Mery znów zacząłem
więcej pracować. Nie miałem dla ciebie czasu synu i za to chcę cię przeprosić.
- Tato ja… nie wiem… - powiedział
niepewnie H.M. – chyba moglibyśmy spróbować coś z tym zrobić. Poza tym
chciałbym poznać mamę – tu spojrzał na Cinnamon i obdarzył ją szerokim
uśmiechem. Carter odwzajemniła uśmiech, po czym spojrzała na Hannibala – jednak
to jeszcze nie wszystko. Kilka lat po urodzinach H.M.’a poznałam przystojnego
porucznika – tu uśmiechnęła się niepewnie do Hannibala – zakochałam się w nim,
myślałam, że w końcu znalazłam swoją drugą połówkę…
- Też tak myślałem – przerwał jej
Hannibal – myślałem, że będziemy razem na zawsze Cinnamon – spojrzał na nią –
ale widocznie się myliłem.
- To nie tak jak myślisz, nie
mogłam ci powiedzieć czym się zajmuje, nie mogłam cię narażać, a nie chciałam
cię okłamywać przez całe życie! – odpowiedziała mu Carter.
- Byłem żołnierzem poradziłbym
sobie! – Hannibal podniósł głos.
- Bałam się! Dlatego odeszłam.
- Ale dlaczego zniknęłaś bez
słowa? – zapytał już łagodniej Hannibal.
Reszta zgromadzonych w salonie
bacznie obserwowała tą wymianę zdań.
- Bo tak było łatwiej, a
przynajmniej tak wtedy myślałam.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Byłam wtedy w ciąży, kiedy od
ciebie uciekłam jeszcze o tym nie wiedziałam, dowiedziałam się kilka dni
później.
- Chcesz powiedzieć, że mam dziecko?
I dopiero teraz mi o tym mówisz?
- Tak John masz syna. Kiedy się
dowiedziałam spanikowałam, oddałam dziecko do domu dziecka.
- Co?! Mogłaś mi powiedzieć!
Przecież bym się nim zajął!
- Mówiłam, że spanikowałam! Nie
chciałam niszczyć twojej kariery wojskowej! – odkrzyknęła mu Carter.
- Kim on jest? Jak się nazywa?
- Zajęło mi sporo czasu
znalezienie go, dopiero jakiś tydzień temu go znalazłam, a właściwie jego imię
i nazwisko.
- Więc? – ponaglał ją Hannibal.
- Znasz go John, opiekowałeś się
nim rzez wiele lat.
- Nie rozumiem… – zaczął
Hannibal, ale nagle go olśniło – Czy chcesz mi powiedzieć, że mój porucznik
jest moim synem.
- Tak, teraz nazywa się Templeton
Peck – w końcu powiedziała.
Cała reszta drużyny patrzyła z
niedowierzaniem to na Cinnamon, to na Hannibala. Sam pułkownik patrzył na
agentkę CIA w niemałym osłupieniu. W końcu Murdock odzyskał głos…
- Czy to znaczy, że Buźka to mój
brat? – spojrzał nieco skołowany na agentkę Carter.
- Tak, na to wychodzi H.M.
Nagle do pokoju, szybkim krokiem,
weszła Carla, która nawet nie zwróciła uwagi na obecnych w nim ludzi. Podeszła
pewnym krokiem do Stockwella i szepnęła mu coś na ucho, ten trochę się zdziwił.
- To niemożliwe… - zaczął
generał, ale jego asystentka mu przerwała
- Ale to się dzieje – powiedziała
spokojnie – Niech pan sam zobaczy – i włączyła telewizor. Kanał ZNN nadawał
właśnie jakąś relację na żywo.
- Co mamy zobaczyć? – w końcu
odezwała się Carter i razem z resztą zwróciła swą uwagę na ekran telewizora.
/- Nadajemy na żywo z Los
Angeles, gdzie trwa pościg za poszukiwanym, porucznikiem Templetonem Peckiem.
Według naszych informacji Peck ukrywa się w tych starych magazynach – tu
prezenterka się odwróciła by pokazać widzom stare magazyny gdzieś w oddali –
niestety nie wpuszczono naszej ekipy bliżej. Za chwilę powinno dojść do
zatrzymania poszukiwanego. Żandarmeria Wojskowa już szykuje się do wejścia na
teren… - nagle wszystko się zatrzęsło, w oddali można było zobaczyć wybuchający
magazyn – O mój Boże! – wykrzyknęła prezenterka – wygląda na to, że magazyn
wybuchł w powietrze, jeśli nasze informację były prawdziwe, porucznik Peck
zginął w wybuch… Chwileczkę… Właśnie dostałam ważną informację. Templeton Peck,
oraz cała Drużyna A, został właśnie ułaskawiony przez Prezydenta…/
Hannibal wyłączył telewizor i z
furią wymalowaną na twarzy rzucił się na Stockwella. B.A., Rey i Murdock z
ledwością go przytrzymali, choć sami z miłą chęcią zatłukliby generała gołymi
rękami.
- Pułkowniku! Może go tam wcale
nie było! Może zdążył uciec! –próbował go uspokoić Brenner.
- Jeśli on tam zginął to cię
zabiję Stockwell!! – wykrzyknął w stronę Stockwella, rozwścieczony Hannibal.
-
Musimy jechać do Los Angeles, natychmiast! – wykrzyknęła Cinnamon, szybko
wstając z swojego miejsca i kierując się czym prędzej do drzwi frontowych…
***
Życzę wam miłej lektury i biorę się za dalsze poprawianie :D
***
Życzę wam miłej lektury i biorę się za dalsze poprawianie :D
No w końcu! Bardzo sie cieszę, że coś udało Ci się dodać i wen Angel sie ruszył :) Czekam niecierpliwie na dalsze rozdziały :)
OdpowiedzUsuń